Gwiazdy, gwiazdy, gwiazdy… Tysiące – a nwet miliony – gwiazd nad moją głową. Dookoła tak ciemno, że nie widać nic na kilkanaście metrów. Nad drzewami widać tylko łuny świateł odległych miejscowości. I wielki uśmiech na mojej twarzy.

Syriusz, Orion oraz bardzo słabo widoczny pas Drogi Mlecznej

Chyba odkryłem moją nową pasję w pasji. Fotografowanie gwiazd zaczęło mi sprawiać olbrzymią przyjemność, a także stało się niesamowitym wyzwaniem, bo coś, co wydawało się proste na papierze, wcale takie nie jest. Adepta astrofotografii czeka wiele przygotowań i wyrzeczeń, ale efekt rekompensuje wszystko. W tym roku wybrałem się już trzy razy na polowanie na gwiazdy. Najpierw w lutym postanowiłem zrealizować swoje marzenie i sfotografowałem Oriona. Moim zdaniem to najpiękniejszy gwiazdozbiór zimowego nieba w Polsce. Z niecierpliwością czekałem więc na okienko pogodowe i brak księżyca. Przy okazji chciałem przetestować nowe miejsce do zdjęć nocnego nieba. Miejscówka okazała się być całkiem fajna, ale słabo przygotowałem się pod kątem logistycznym. Po ledwo 15 lub 20 minutach przemarzłem do szpiku kości i ewakuowałem się do domu. Ale marzenie zostało zrealizowane. Następna miała być Droga Mleczna – sfotografowana lepiej niż do tej pory.

Miejscówka pierwsza okazała się nie być idealna.

W międzyczasie naczytałem się, kiedy najlepiej w Polsce widoczna jest Droga Mleczna i zacząłem szukać najlepszego możliwego miejsca, gdzie mógłbym rozstawić statyw z aparatem. Pierwsze tegoroczne podejście zrobiłem na tym samym terenie, gdzie fotografowałem Oriona. Pobudka o 2 w nocy, krótka jazda na miejsce i fotografowanie wśród dźwięków budzącego się ptactwa nad stawem. Okazało się jednak, że najciekawszą część naszej galaktyki zasłaniają łuny pobliskich miejscowości. Nie było tam też wystarczająco ciemno, a nad wodą zaczęła unosić się mgła.

Nie byłem zadowolony, więc planowałem dalej. W ruch poszła mapa zanieczyszczeń światłem i szukanie najciemniejszego rejonu w moich okolicach. I znalazłem. Kilka godzin jeżdżenia po okolicy za pomocą street view i znalazłem punkt, który wydawał się być odpowiedni. Potem kolejne planowanie i ustawianie sprzętu przed wyprawą, żeby nie marnować już czas na miejscu. Krótka drzemka i pobudka tym razem o 1 w nocy. Po godzinie jazdy autem byłem na miejscu. Wysiadłem, spojrzałem w niebo i już wiedziałem, że będzie dobrze. Jedyne mocne łuny światła miałem za plecami, a wiedziałem, że Drogę Mleczną mam przed sobą. Gdzieś za mną słyszałem także szum siłowni wiatrowej. Gdzieniegdzie zaszczekał pies. Super warunki! Rozstawiłem się ze sprzętem i półtorej godziny później wracałem podekscytowany do domu. Zrobiłem to!

Tej nocy można było obserwować sporo spadających gwiazd. Wydaje się, że jedna zarejestrowałem.

Mimo ograniczeń sprzętowych uchwyciłem na zdjęciach najpiękniejszą część Drogi Mlecznej. Widoczne tuż nad horyzontem zgrubienie wypełnione kosmicznym pyłem i gwiazdami. Zrobiło to na mnie niesamowite wrażenie. Szczególnie, kiedy zacząłem bawić się podczas obróbki i wydobyłem jeszcze więcej szczegółów ze zrobionych przeze mnie zdjęć. Zresztą spójrzcie sami. To trzeba zobaczyć!

Na sam koniec wyjąłem jeszcze z plecaka drugi aparat z podpiętym rybim okiem, żeby zawrzeć w kadrze jeszcze więcej nocnego nieba. Warunki były już nienajlepsze. Pojawiało się co raz więcej chmur, a niebo powoli rozjaśniało się wraz z nadchodzącym porankiem, co widać po lekkim fioletowym zafarbie po lewej stronie. Efekt jednak nadal olśniewa.

I dlatego właśnie fotografuję. Dla takich pięknych zdjęć. Dla tych nocnych wojaży po lokalnych drogach. Dla tych wspomnień, których nie jestem w stanie pokazać na zdjęciach, ale zostają głęboko w mojej pamięci i sercu. Dla świadomości, że robię coś innego niż wszyscy i stojąc z podniesioną do góry głową mogę podziwiać spektakl naszego wszechświata. A przede wszystkim dlatego, że widzę postęp i moje zdjęcia są co raz lepsze, a to pomaga w dalszym planowaniu. Już wiem, co zrobić, żeby wyszło jeszcze lepiej i już wiem, jakimi ujęciami zaskoczę wszystkich i może nawet samego siebie następnym razem. Tak! Następne razy będą na pewno. Już w sierpniu noc spadających gwiazd.

Ale na razie zostawiam Was z małym gifem.