Ulice wielkiego miasta

paryskiego reportażu część II


Po Paryżu przemieszczaliśmy się głównie na piechotę. Dojeżdżaliśmy do samego centrum i ruszaliśmy przed siebie. Dzięki temu mogłem zaobserwować wiele ciekawych rzeczy, które umknęłyby mi na pewno, gdybym poruszał się jedynie komunikacją miejską.

Druga wycieczka zaczęła się przy Katedrze Notre-Dame, spod której szybko wyruszyliśmy pod Centrum Pompidou. Jest to dziwaczny budynek, który wygląda tak, jakby go ktoś wywinął na lewą stronę. Klatki schodowe, instalacje od klimatyzacji i wentylacji oraz windy są zamontowane na zewnątrz budynku. Wygląda to tak okropnie, że aż zdjęcia nie zrobiłem żadnego. Na kilku widać ten budynek w tle. Zainteresowanych zapraszam do odszukania rzeczonego budynku w googlach. 😉

Na pobliskiej fontannie spały sobie dwie kaczki, kawiarenki wypełniały się powoli turystami, którzy rozsiadali się w stolikach ustawionych tak, żeby siedzieli tyłem do wnętrza knajpek. Dookoła masę było sklepików i stoisk z pamiątkami, wśród których prym wiodły te z kiczowatymi koszulkami i beretami czy pluszowa Wieża Eiffla w barwach narodowych Francji.

Bardzo klimatyczne natomiast są wąskie uliczki nieopodal Placu Georgesa Pompidou. Na przechodnia czyhają zabytkowe kamieniczki, kościoły, masa wlepek i stylizowanych elementów architektonicznych oraz poukrywanych dzieł sztuki. Na jednym z budynków całej ulicy przygląda się namalowany duży kot, a wejście do metra wygląda tak bajkowo, że do końca nie wiem, czy widzieć mam w nim kwitnące kwiaty, czy jakieś mityczne węże, do których legowiska prowadzą wąskie schody w dół. Na każdym kroku wyczuwalny jest pośpiech ludzi zmierzających w różnych kierunkach, różnymi środkami komunikacji miejskiej czy na piechotę. Czasami miałem wrażenie, że jestem niewidzialny. Ludzie przechodzili koło mnie zajęci swoimi sprawami, w pośpiechu analizując zapewne napięty plan dnia.

W tak wielkim mieście są jednak także swoiste oazy spokoju. Dla chcących chwilkę spokojnie posiedzieć w ciekawym miejscu polecam skwerek przy kościele św. Eustachego lub szeroko pojęte przyległości Luwru. W Paryżu można spotkać na ciekawy sposób aranżacji miejsc do siedzenia dla chętnych wypoczynku wędrowców. W każdym parku są porozstawiane krzesełka, które można w dowolny sposób sobie przenosić i rozkładać w zależności od potrzeb. Nikt nikomu nie każe siadać tam, gdzie jest ławka, tylko siada się dokładnie tam, gdzie ma się ochotę – przy fontannie, pod drzewkiem czy na słoneczku na krzesełku, z którego można zrobić leżak.

W drodze do Luwru napotkałem na swoisty polski akcent w Paryżu. Na wielkim białym i brudnym fordzie transicie ktoś napisał paluchem brudas. Tak nas to rozbawiło, że koniecznie musieliśmy zrobić temu zdjęcie. Po drodze jeszcze zrobiłem małą przerwę na zakupy kartek pocztowych oraz kilku małych wież Eiffla dla znajomych. Do Luwru zajrzeć nie było czasu. Pokręciliśmy się więc tylko trochę przy słynnej szklanej piramidzie oraz małym łuku, gdzie zrobiłem kilka zdjęć Marcie. Następnie urządziłem sobie małe polowanie na zwierzęta wszelkiego rodzaju, w tym pięknego młodego Beagle’a oraz napuszonego gołębia siedzącego przy fontannie. Droga powrotna na pociąg kolejny raz prowadziła wzdłuż Sekwany. Przy chodnikach, jedna koło drugiej, stoją handlowe szczęki, w których różni artyści sprzedają swoje malowane dzieła, a inni po prostu prowadzą jeden z wielu punktów z pamiątkami różnego rodzaju. Można tam trafić na plakaty filmowe, stare książki i filmy – swoiste połączenie antykwariatu ze sklepem z suwenirami.

Ciąg dalszy nastąpi.