A na Polach Elizejskich nie ma śmietników…

paryskiego reportażu część III


Kolejny dzień i kolejna wyprawa. Tym razem w planach mieliśmy wieczorny wypad pod Łuk Tryumfalny i Wieżę Eiffla, czyli niemal punkt obowiązkowy każdej z wycieczek. Wielkie miasto nocą – to jest to! Ale w tym wpisie skupię się bardziej na drodze wiodącej nas na miejsce.

Marta w drodze do Paryża szlifowała swój estoński, a ja zwyczajowo bawiłem się aparatem. Tradycyjnie już wysiedliśmy na przystanku Saint-Michel – Notre-Dame i ruszyliśmy w stronę Łuku. Pod Katedrą jak zwykle masa ludzi, wśród których udało mi się usłyszeć parkę Polaków. Ogólnie to poza tymi dwiema osobami i napisem brudas na transicie, żadnych innych polskich akcentów nie napotkałem (poza tymi oczywistymi – historycznymi oczywiście).

Także i tego dnia zaliczyliśmy masę ulic i bulwarów. Szliśmy głównymi arteriami i bocznymi uliczkami. Szliśmy nad Sekwaną i Całymi Polami Elizejskimi. Na każdej ulicy duży ruch, bo trafiliśmy na godziny szczytu. Czas na kolejne spostrzeżenie.

Wszyscy narzekają na to, jacy to w Polsce kierowcy i jaka mentalność. Powiem jedno: Nie przyjeżdżajcie do Paryża. Po 15 minutach jazdy po mieście zawał murowany. Trąbią, krzyczą, gestykulują, wpychają się… Czasami widać piękną wolną amerykankę. Do tego praktycznie każde auto nosi ślady obcierek, zderzeń i wgnieceń. Nawet te najmniejsze – zarysowany z każdej strony Smart wywołał w nas konsternację. Szczyt zręczności, żeby zarysować z każdej strony najmniejsze auto świata…

Najwyraźniej Francuzi swoje auta traktują jako użytek, a nie członka rodziny, na którego lakierze nie może pojawić się żadna rysa, a każdego potencjalnego jej sprawcę należałoby zabić i zatopić w pobliskiej rzece… Jako bonusik zdjęcie paryskiej taksówki – oczywiście Citroena ;).

Spacer wzdłuż rzeki okazał się być wręcz odkrywczym. Barki mieszkalne zaskakiwały nas ciągle swoją formą oraz sprytem ich mieszkańców, którzy na bieżąco dokonywali usprawnień w swoich pływających domach. Często przy barkach są szalupy czy małe autka trzymane na pokładzie, żeby po przybiciu do brzegu móc nadal sprawnie poruszać się po mieście. Najbardziej zaintrygowało nas małe czerwone autko, które sprawia wrażenie, że może służyć także jako amfibia.

Przy Wielkim Pałacu odbiliśmy w stronę Łuku, mijając pod drodze pomnik Churchilla, kolejne śpiące kaczki oraz jedno klasyczne i jedno dziwne auto. Na szerokiej paryskiej arterii pojawił się także pojazd, który znamy raczej z migawek z dalekiego Wschodu.

Samymi Polami Elizejskimi szliśmy w dość sporym towarzystwie. Mimo, że chodnik jest bardzo szeroki, to ruch tam jest spory. Nic dziwnego – masa restauracji, drogich sklepów, hoteli i centrów handlowych. Nawet widziałem salon samochodowy i sklep piłkarski pod szyldem PSG. Na moje nieszczęście na samym początku Champes d’Elysses zachciało mi się zjeść banana i gdy już go zjadłem, to nie miałem gdzie wyrzucić skórkę. Na całej długości najpopularniejszej ulicy w całym mieście nie dostrzegłem żadnego kosza na śmieci. A Marta się tylko ze mnie śmiała i mówiła, że wiedziała, ale zapomniała mi powiedzieć… To chyba była jej zemsta za krążenie po Paryżu w poszukiwaniu drogi do Wieży Eiffla.

J’accuse!!

Ciąg dalszy nastąpi.