To będzie krótki wpis. Coś w stylu Historia jednej fotografii. Ale wydaje mi się, że na sprawę można spojrzeć głębiej.

Moja fotograficzna przygoda już trochę trwa. Niedługo będzie 10 lat, odkąd fotografuję lustrzankami. Nawet nie wiem, kiedy to zleciało, ale o tym może stworzę niebawem osobny wpis. Przez ten czas obejrzałem bardzo dużo zdjęć autorstwa przeróżnych ludzi z całego świata. Widziałem je na forach internetowych, na portalach poświęconych fotografii oraz w książkach. Za każdym razem, kiedy widzę jakieś świetne zdjęcie, marzy mi się, żeby też kiedyś zrobić podobne i zastanawiam się, kiedy to nastąpi i jakie muszę spełnić warunki, żeby to się stało.

Czasami jest łatwiej, innym razem trudniej, ale jedno jest pewne – te zdjęcia są dookoła nas. One już są! Te scenerie, te osoby, te zjawiska, które chcemy uwiecznić na matrycy naszych aparatów.

One już gdzieś tam są.

Tylko czekają.

Czekają na nas właśnie.

Czekają, aż pojawimy się w odpowiednim miejscu i czasie z odpowiednim sprzętem, przyłożymy oko do wizjera, ustawimy odpowiednio aparat i naciśniemy spust migawki słysząc chwilkę później piękny dźwięk klapnięcia lustra i gotowe. Tylko tyle, ale też aż tyle, bo warunków do spełnienia jest dosyć dużo.

Cóż, ja miałem szczęście. Jeśli dobrze pamiętam, to scenerię podobną do tej, którą możesz zobaczyć na zdjęciu, pierwszy raz zobaczyłem, w jednej z książek Bryana Petersona (swoją drogą polecam). Ciemne kontury osób na tle nieba skąpanego w prawie czerwonym świetle zachodzącego słońca. Niesamowity klimat i kontrast tylko dwóch kolorów. Po prostu bajka.

I po tylu latach także i mi udało się zrobić podobne zdjęcie. Ta scena czekała na mnie. Były odpowiednie warunki. Coś kazało mi wstać od komputera i pójść zamknąć okno balkonowe i zobaczyłem to, co miałem już w głowie poukładane od wielu wielu lat. Na dachu pobliskiego bloku pracę kończyła trójka robotników. Bez zastanowienia wróciłem po aparat, włączyłem, ustawiłem, strzeliłem kilka kadrów i już. Gotowe. I mimo, że to zdjęcie powstało w ułamku sekundy, to w mojej głowie ten kadr był już obecny od kilku ładnych lat.

 

 

Może wyszło zbyt filozoficznie, może przesadzam, ale robiąc to zdjęcie od razu wiedziałem, jakie będzie. Miałem w głowie te kolory, ten kadr i ten klimat. Ten moment, w którym zdecydowałem się wrócić po aparat, przypomniał mi, że nigdy nie wiadomo, kiedy uda mi się zrobić świetne zdjęcie. Wystarczy mieć oczy dookoła głowy i być przygotowanym. A kiedy okazja już się pojawi, to reszta będzie formalnością. Wystarczy poczekać…