Nie każdy ją ma. Nie każdy potrafi czekać. A w fotografii to bardzo ważna rzecz. Trzeba być cierpliwym. I nie chodzi mi tylko o to, że musimy czekać na efekty naszych fotograficznych działań. Czasami trzeba czekać na odpowiedni moment, żeby wszystko się idealnie ułożyło, by powstał ten wymarzony kadr.
Weźmy na warsztat moją ulubioną kaczuszkę. Było to zimą 2010 roku. Wszędzie śniegu po kolana, taka klasyczna polska zima. Wybrałem się do parku miejskiego, żeby własnie spróbować złapać jakiegoś ptaszora, które zimują często przy stawie. Jak widać, udało się, ale wymagało to dużo czasu i cierpliwości. Pierwsze zdjęcia nie były takie, jak powinny. Trochę inaczej to sobie wyobrażałem. Postanowiłem więc zmienić perspektywę i położyłem się w śniegu. Było idealnie, ale kaczka chyba spała, bo miała zamknięte oczy i łepek lekko opuszczony do przodu. Próbowałem ją jakoś obudzić. Wydawałem dźwięki, cmokałem, mówiłem do niej (dzieliło nas raptem kilka metrów), ale nic. Nadal spała. W między czasie podeszła do mnie jakaś pani i poprosiła, żebym zerknął przez obiektyw na siedzącego nieopodal łabędzia, bo obawiała się czy czasem nie przymarzł. Uspokoiłem panią, że z łabędziem wszystko OK, bo przed chwilą normalnie pływał, najwyraźniej zrobił sobie przerwę. Kobieta poszła dalej, a ja dalej czekałem. W kolana i łokcie robiło mi się już powoli zimno – położyłem się w śniegu tak, że oparłem cały ciężar ciała właśnie tylko na łokciach i kolanach. Ale co zrobić, kaczucha śpi. Strzeliłem kilka fotek tak, jak była, ale w końcu się obudziła, obróciła łepek w lewo i udało mi się zrobić zdjęcie, na które patrzysz. Popatrzyłem na ekran i z zadowoleniem wstałem i otrzepałem się ze śniegu. Robota wykonana. Można kombinować dalej. Ile leżałem w śniegu? Nie pamiętam, za to pamiętam satysfakcję, z jaką zrobiłem w końcu to zdjęcie. A to najważniejsze.
W Dreźnie też wymarzłem czekając. Zresztą nie marzłem sam, a razem z Martą. Jest coś takiego, jak niebieska godzina. Kilkadziesiąt minut po zachodzie słońca niebo robi się granatowe i niezwykle fotogeniczne. Oczywiście w upatrzonym miejscu warto być wcześniej. Chociażby po to, żeby zrobić zdjęcia przy zachodzących słońcu. Na granatowe niebo trzeba jednak trochę poczekać. Czasami mija nawet godzina, zanim z pomarańczowo-fioletowego zrobi się ciemne, ale jeszcze nie czarne. Czas ten można wykorzystać na próbne kadry lub manipulacje nastawami, żeby osiągnąć, jak najlepszy efekt. Najczęściej jednak już wiem, co chcę osiągnąć dużo wcześniej. Tak było i wtedy. Czekałem więc i marzłem. Po zrobieniu tej fotki dosyć szybko się pozbieraliśmy z Martą do hostelu. Stanie na mrozie przez ponad godzinę dało nam się we znaki, ale ja w głowie miałem, że i tak udało się zrobić świetne zdjęcie.
Dużo cierpliwości potrzeba też przy fotografowaniu dzieci. Cierpliwości ale też i refleksu. Cierpliwości, bo bywa, że dzieciaczek robi się marudny, nie zwraca w ogóle na Ciebie uwagi, odwraca się tyłkiem i w ogóle nie jest zainteresowany sesją zdjęciową. Cóż, to tylko dziecko i trzeba być na to przygotowanym. Trzeba przysiąść i poczekać, pobawić się troszkę z maleństwem lub podrzucić ulubiony gryzak. Ja często wtedy odchodzę ciut dalej i czaję się wpatrzony przez wizjer czekając na odpowiedni moment. Palec tylko czeka położony na spuście migawki na odpowiednią chwilę, żeby zrobić serią kilka zdjęć. Taka przerwa w sesji jest przydatna. Dziecko na chwilę zajmie się zabawą, którą także można, a nawet należy uwiecznić. Nie ma nic piękniejszego niż naturalność i dziecięca swoboda w czasie zabawy. Refleks przyda się właśnie wtedy. Dzieci są ruchliwe i w zasadzie nigdy nie wiadomo, co za chwilę zrobią. Trzeba czekać i reagować, a zostanie to wynagrodzone cudownym uśmiechem i spojrzeniem prosto w obiektyw. Po prostu bajka!
Na dziś tyle. Życzę Ci cierpliwości. W nauce i podczas robienia zdjęć. Na pewno wyjdzie CI to na dobre!