Cóż. Jak to w życiu. Bywają wzloty i upadki. Tak samo w fotografii. Raz bywa lepiej, raz gorzej. Gdy jest gorzej, aparat leży w plecaku odłożonym bezładnie gdzieś do kąta, a o tym, że już od dawna się z niego nie korzystało świadczy między innymi zakurzona karta pamięci leżąca na biurku od miesiąca, dwóch albo może i dłużej. U mnie obecnie zupełnie na odwrót. Ostatnie tygodnie obfitowały w wiele udanych fotosesji. Wróciło to lubiane przeze mnie uczucie. Znów zakochałem się w fotografii. 

I to pomaga. Pomaga w tworzeniu co raz to lepszych kadrów oraz wymyślaniu nowych pomysłów na sesje. Fotografowanie przychodzi łatwo i przyjemnie. Gdzie bym się nie obrócił, to widzę temat na zdjęcie. Fotografuję psy, widoczki, kwiatki i w końcu ludzi. Nie nadążam powoli z obróbką czy choćby selekcją zdjęć. Siedzę godzinami przy komputerze i wybieram, a potem retuszuję. Rzygam już tym wszystkim, ale nigdy nie czułem się lepiej. Ot taki paradoks fotografa. Ciągle umawiam nowe sesje i szukam nowych okazji do zrobienia choćby kilku zdjęć. Wcześniej zmuszałem się niejako, żeby choć raz w miesiącu wyjść na zdjęcia. Nawet napisałem to sobie na tablicy suchościeralnej wielkimi czerwonymi literami. Nie zawsze pomagało…

Teraz żyję od sesji do sesji. Jednego dnia są to zdjęcia portretowe pięknej niewiasty, kolejnego wyczyny piłkarzy na ostrowskich orlikach, a jeszcze innego zupełnie przypadkowe zdjęcia cudownego psa hasającego po plaży akurat wtedy, kiedy ja tam byłem z aparatem. To jest to, co lubię robić i nie mogę się doczekać kolejnego razu. Co ciekawe. Wystarczy zacząć, a potem następuje efekt kuli śnieżnej i wszystko samo się świetnie układa. Nowe okazje pojawiają się same i z zaskoczenia. Okoliczności sprzyjają jak nigdy dotąd. Zawsze, gdy wybieram się na zdjęcia pogoda okazuje się być idealna. Każdy, z kim się umawiam, przypadkiem akurat ma czas wtedy, kiedy ja. Nawet udaje się w końcu wyciągnąć na zdjęcia dziewczynę, z którą pomysły, miejsca i stylizacje ustaliliśmy od ponad roku. Nie wiem, co się dzieję, ale płynę z falą, a w zasadzie na fali. Jest super!

I oby tak zostało jak najdłużej, bo radość towarzyszy mi w chwili, kiedy szykuję na sesję, w jej trakcie oraz na samym końcu, kiedy wybieram i przygotowuje zdjęcia do publikacji. Pozytywne nastawianie powoduje, że wszystko wychodzi jakby lepiej. Łatwiej jest się dogadać podczas pleneru, szybko zdobywa się zaufanie obcych osób, którym robi się zdjęcia. Mój uśmiech łamie wszelkie lody i powoduje uśmiech na twarzy pozującej przed moim obiektywem modelki. Nigdy nie było łatwiej.

A wystarczył impuls – niejako spełnienie marzenia. Od wielu wielu lat wybierałem się na spadające gwiazdy. I od tak samo długiego okresu czasu zawsze wtedy padało. W tym roku w końcu się udało i zaczęło się. Kolejne sesje, kolejne spotkania, kolejne godziny spędzone przy zdjęciach i radość. Kocham to!

Życzę wszystkim moim czytelnikom, żeby też doświadczyli takiego uczucia!

Róbcie zdjęcia!

Czerpcie z tego radość!

Pokochajcie fotografię!