W 2005 roku kupiłem swój pierwszy aparat cyfrowy, no i od razu zacząłem robić zdjęcia. Dosłownie wszystkiemu i wszystkim. Coś czuję, że na pewno byłem bardzo wkurzający, ale trzeba było się nacieszyć nowa zabawką. Ale dziś nie o tym. Jakie te zdjęcia były? Poza tym, że w większości beznadziejne, to prawie wszystkie poruszone mimo relatywnie długich czasów naświetlania.
Szybka wymiana zdań z kolegą oraz przejrzenie kilku wątków na forum fotograficznym i okazało się, że po prostu trzeba się przyzwyczaić do nowego sprzętu oraz przede wszystkim udoskonalić technikę fotografowania. Jak sobie to przypomnę, wydaje mi się to zabawne, ale miałem problem, żeby utrzymać 1/50 s w aparaciku ważącym około 300 g. Teraz czasami trzymam w ręku 2 lub ponad 3 kg i problemu nie ma, a nawet czasami uda się zejść do 1/20 bez rozmazanych zdjęć. Jak mi to się udało?
Przede wszystkim praktyka. Trzeba się przyzwyczaić do ciężaru sprzętu. Po zakupie w miarę ciężkiego teleobiektywu 70-200 mm nadgarstek po godzinie lub dwóch dawał się we znaki. Wystarczyło jednak kilka takich wypadów i ręka przywykła do ciężaru i już nie ma problemu, a nawet czasami strzelam na szybko jedną ręka. Druga ważna sprawa, to postawa. W dobie wielkich wyświetlaczy na tyłach naszych aparatów kusi, żeby robić zdjęcia w trybie Live View. Cóż. Moja pierwsza cyfrówka była wyposażona w wizjer, co prawda ułomny, ale starałem się kadrować patrząc przez to maleńkie okienko. I tak mi zostało do teraz. Abstrahując od tego, że ludzie korzystający z trybu Live View zazwyczaj mi przypominali zombie, to klasyczne podejście ma jedną podstawową zaletę. Pozwala zachować stabilność, a co za tym idzie, wykonać nieporuszone zdjęcie.
Zatem stań twardo na ziemi w lekkim rozkroku. Przyłóż aparat do twarzy, żeby swobodnie spoglądać przez wizjer. Prawą ręką mocno chwyć korpus aparatu trzymając palec na spuście migawki, drugą ręką podtrzymuj aparat od dołu lub trzymaj za obiektyw (w przypadku dłuższych szkieł). Łokcie zbliż do tułowia, żeby odciążyć ręce i strzelaj. Jeśli bardzo zależy CI na stabilności, to dobrze wstrzymać oddech lub robić zdjęcia zaraz po wydechu. Zawsze, kiedy muszę wydłużyć czas naświetlania, stosuję się do tych kilku wskazówek i zazwyczaj się udaje.
Na koniec pewna prawidłowość wyczytana w literaturze. To bardzo prosta zasada pomagająca ustawić optymalny czas naświetlania. Bierzesz ogniskową obiektywu i wstawiasz do „wzoru” t=1/ogniskowa. Posłużę się prosty przykładem. Jeśli fotografujesz na ogniskowej 200 mm, to najbezpieczniej będzie używać 1/200 s. Dla ogniskowej 50 mm będzie to 1/50 s. Dla obiektywów zmiennoogniskowych podstawiamy ogniskową z tzw. dłuższego końca (dla 70-200 mm będzie to 1/200 s). Działa. Przy odpowiedniej wprawie oczywiście można czas wydłużyć, ale to jest pewna i bezpieczna wartość.
Zapytasz: A po co mi to wszystko, skoro jest stabilizacja obrazu? No jest, ale nie w każdym obiektywie, zazwyczaj w tych droższych. I oczywiście także pomoże, ale uważam, że warto znać te kilka wskazówek. Nigdy nie wiadomo, czy nie będzie potrzeby fotografować bez stabilizacji lub się ją wyłączy, żeby baterie w aparacie starczyły na dłużej. Tego typu wiedza może okazać się kluczowa.